Spotkaliśmy się pod Krisa domem koło godziny 9. Zamontowaliśmy rowery na dach auta, spakowaliśmy do bagażnika torby i zaraz po tym ruszyliśmy w drogę. Wspomnę że kierowcą była Kasia, która nas bezpiecznie zawiozła i przywiozła z powrotem choć nie obyło się bez kilku bardzo drobnych incydentów drogowych. Na miejscu byliśmy po jakiś 2 godzinach jazdy. Wjeżdżamy na parking przy samym Singletreku, a tu niespodzianka, prawie wszystkie miejsca zajęte, masa aut i ludzi, którzy jak my, postanowili wykorzystać aurę do szaleństw na ścieżkach Singla. Na szczęście udało nam się znaleźć wolne miejsce, parkujemy, zdejmujemy z auta rowery, przebieramy się i ruszamy na trasę.
W pierwszej kolejności mieliśmy do pokonania, krótki podjazd, po którym wjechaliśmy już na pierwszy fragment Singla, aby po nim dojechać do asfaltu, z którego wjechaliśmy na zupełnie nowe fragmenty Singletreka, których jeszcze nie było gdy byliśmy na Singlu w maju. Sporą trudnością tych fragmentów było to, że w dużej mierze szły pod górę, choć oczywiście nie brakowało sekcji prowadzących w dół. Po przejechaniu ich wróciliśmy znów na asfalt, w miejsce w którym wyjechaliśmy z pierwszego fragmentu Singla. Teraz czekała nas spora wspinaczka podjazdem prowadzącym po asfalcie. Nie ukrywam że nastawiłem się, że pokonamy ten podjazd w ślimaczym tempie, ale Kris i Pająk byli innego zdania i zarzucili dość mocne tempo pod górę. Nie chcąc ich stracić z oczu musiałem trzymać im koło, co nie ukrywam że nie było łatwym dla mnie zadaniem bo już czuje że noga nie podaje jak w pełni sezonu. Po pokonaniu podjazdu, czekał nas znów wjazd na Singla i nie ukrywam że był to fragment na który czekałem. Spokojnie można go określić jako esencje całego Singla. Pierwszy pojechał nim Pająk, zaraz za nim jechałem ja, a za mną mknął Kris. Nie ukrywam że uwolniła się we mnie adrenalina i ostro jechałem w dół, cały czas dokręcając korbą, aby uzyskać odpowiednio dużą prędkość. Zapomniałem o wszystkim i skupiłem się tylko na prowadzeniu roweru po tej niesamowitej ścieżce falującej wśród drzew. W zasięgu wzroku miałem Pająka, który mknął jak pocisk i momentami robił niesamowite rzeczy. Nie będę się rozpisywał z wrażeń z jazdy, ale nie dlatego że nie chce tylko dlatego że po prostu ciężko jest je opisać słowami. To trzeba przeżyć.
Po przejechaniu najciekawszego fragmentu, oraz kilku innych już bardziej spokojnych dojechaliśmy do parkingu gdzie stało Krisa auto. Zajeżdżamy pod samochód i słyszę świst uciekającego powietrza. Patrze na tylna oponą i widzę kompletny kapeć. Ciesze się że stało to się teraz, a nie gdzieś na trasie, bo tak się złożyło że nie wziąłem, ani dętki, ani pompki na szlak. Szybko wziąłem się za wymianę dętki, uzupełniłem bidon, zjadłem i byłem gotowy na kolejną rundę po Singlu. Tym razem odpuściliśmy sobie już nowe fragmenty singla i pojechaliśmy starą trasą. Na podjazdach już na szczęście, zwłaszcza dla mnie tępo było ślimacze bo pierwszy przejazd po Singlu dał nam w kość, za to na zjazdach było zupełnie odwrotnie. Kończąc już drugą rudne Singla, znów guma, ale tym razem nie u mnie, a u Krisa. Szybka naprawa i wróciliśmy na trasę, aby dokończyć jazdę i wrócić na parking.
Podsumowując był to naprawdę udany wypad, choć nie ukrywam, że na podjazdach było dla mnie już za mocne tępo, ale cóż. Cała zabawa zaczynała się na zjazdach. Licznik pokazał mi przejechanych 48 km, samej jazdy wyszło prawie 3 godziny. Był to mój trzeci wypad na Singla w tym roku i czuje że niestety ostatni. Ale w przyszłym sezonie na pewno jeszcze się tam wybiorę.
Ja na trasie Singletrek |
Zabawa była przednia, najważniejsze były wrażenia...Myślę, że na wiosnę można otworzyć sezon wyjazdem na singla:)
OdpowiedzUsuń